sobota, września 14, 2013

post konieczny

Muszę napisać tego posta....inaczej nie ruszę z blogiem dalej :( . Zapewne większość z Was i tak się domyśla przyczyny mojego milczenia..... Niestety, moja maleńka koteczka Pysiunia odeszła tydzień temu w niedzielę. Nie wiem co ta kicia miała w sobie, że tak ją pokochałam. Nie umiem się pozbierać do dzisiaj. Ciągle mam sny z jej udziałem. W snach wciąż noszę ją "za pazuchą". Uciekam z nią przed czymś. Dziś np. jechałyśmy wielką ciężarówką, której każdy bieg był wsteczny. Rozpaczliwie je po kolei wrzucałam, ale wciąż jechałyśmy do tyłu zamiast do przodu.
Żałuję, że w ostatnich dniach nie robiłam zdjęć, ale też kiedy była już słabiutka to nawet nie było jak. Może jestem masochistką, ale chciałam zamieścić kilka jej ostatnich zdjęć. Chcę ją pamiętać, była wyjątkowa.
Obiecałam jej, że nie oddam jej nikomu. Naiwnie wierzyłam, że moja miłość do niej i moja troska uchronią ją przed najgorszym.



Jeśli koty mają faktycznie kilka żyć to mam nadzieję Pysiuniu, że spotkamy się jeszcze.


11 komentarzy:

  1. ja też się popłakałam :( ogromnie Ci współczuję, biednaś i Ty i biedne maleństwa :(

    OdpowiedzUsuń
  2. :( życie jest niesprawiedliwe, ale przynajmniej miała u Ciebie dobrze i miała miłość. Trzymaj się!!! Wierzę, że wróci w swoim kolejnym życiu...

    OdpowiedzUsuń
  3. Trudno jest cokolwiek napisać w takiej chwili, bo jak w sercu jest dziura to żadne słowa jej nie załatają...
    Przesyłam uściski Aniu!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku, ja też to obiecałam Hokusikowi. Szeptałam mu do uszka, że ma już swój dom, swoje miejsce, że nigdy nie będzie głodny, że będzie kochany, niech tylko wyzdrowieje...

    Aniu, współczuję ogromnie i ściskam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję Wam wszystkim, że jesteście ze mną, tak wiele to dla mnie znaczy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tulę Aniu mocno, wiem jak Ci strasznie, tam w środku Ciebie...
    Cóż, kiedyś się wyciszy, ale nigdy nie minie...

    OdpowiedzUsuń
  7. Łącze się w smutku, szkoda obu maluszków. Nie znajduję słów na pocieszenie Ciebie ale podziwiam bo wykazałaś się wielką odwagą. A maluszki miały wiele szczęścia w nieszczęściu że choć ostatnie chwilę były kochane....

    OdpowiedzUsuń
  8. aniu, tak bardzo żal mi maluszków. zrobiłaś dla nich tak wiele. przynajmniej odchodziły kochane...

    OdpowiedzUsuń
  9. Ojej, to takie smutne... Bardzo mi przykro :(

    OdpowiedzUsuń
  10. Współczuję. :(
    Ja też czekam na swoje koty, na spotkanie za życia w ich kolejnych, albo po.

    OdpowiedzUsuń