Piszę tego posta ze względu na fakt, że obiecałam podzielić się doświadczeniami, spostrzeżeniami o tym jak wygląda opieka nad malutkimi kociakami. Jest mi bardzo smutno i bardzo ciężko bo niestety Urwisek we czwartek nas opuścił. Dla mnie walka o niego była pełna zupełnie nowych rzeczy, dramatycznych, rozpaczliwych...nikt nie wiedział, że walka jest z góry przegrana. Dopiero po jego odejściu poznałam cichego zabójcę, winowajcę, przyczynę jego odejścia-zmutowanego koronowirusa, czyli FIP. Ponieważ kotek tracił ciągle na wadze, nie chciał jeść, a potem dostał biegunki. Przez kilka dni ciągła huśtawka, chwilowa poprawa i nagłe pogorszenie, ciągłe telefony do osób bardziej doświadczonych i wizyty u lekarza. Przy tak maleńkim organizmie sytuacja zmienia się z godziny na godzinę i to, że kociak w jednej chwili jest zdrowy nie oznacza, że za chwilę coś może być nie tak. Trzeba bacznie obserwować.
Urwis odszedł z powodu zachłystowego zapalenia płuc, które powstało w następstwie karmienia strzykawką. Zaznaczam, że karmiłam go bardzo delikatnie i nigdy się nie zachłysnął. Zachłystowe zapalenie płuc powstaje kiedy pokarm zamiast do przewodu pokarmowego dostanie się do płuc, ale nie oznacza to, że kot musi się zakrztusić!!! Może dość do tego kiedy kot zwraca pokarm. Aby stwierdzić zachłystowe zapalenie płuc trzeba zgłosić się do lekarza, który dysponuje stetoskopem z maleńką końcówką osłuchową przeznaczoną dla małych osesków. Takie słuchawki istnieją, nie dajcie sobie wmówić, że nie!!! Samo zachłystowe zapalenie płuc jest uleczalne. U Urwisa jednak pierwotną przyczyną był FIP, który został stwierdzony już po jego odejściu. Zmutowany wirus koronawirusa sprawia, że w jamie otrzewnej zbiera się żółty, lepki płyn. Ja masując brzuszek Urwisa po jedzeniu słyszałam chlupanie w brzuszku, ale byłam pewna, że to w jelitkach. Szczerze mówiąc wyrzucam sobie, że nie znałam się dostatecznie na opiece nad maluchami...mogłam nie dopuścić do dalszego rozwoju chorób. Maleńki odchodził mi na rękach, robiłam mu sztuczne oddychanie, mogłam tego uniknąć.
Pysia w dniu odejścia Urwisa miała robione usg brzuszka. Płynu nie było. Niestety również jest zarażona koronawirusem. Na dzień dzisiejszy wirus nie zmutował, jest leczona, ale sytuacja jest tak niestabilna, że nawet boję się pisać o jakichkolwiek rokowaniach.
Witaj Aniu:)
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu do Ciebie , gdyż od kilku dni mam takie małe kocie nieszczęście i dziewczyny dały mi namiar na Twój blog, tak sobie czytam bo o kotach zwłaszcza maluchach mało wiem.
Przykro mi z powodu odejścia kotka, mam nadzieję że już pech pójdzie w siną dal.
Pozdrawiam.
Ilona
Obserwuj bacznie swojego koteczka i niech rośnie zdrowo
UsuńAniu, łzy mi kapią na klawiaturę. Tak mi przykro! Wiem co przechodzisz, domyślam się. Sama nie spałam calutką noc ze zmartwienia, że moje nowe maleństwa mają to cholerstwo... Wygląda jednak na to, że to tylko skutki złego karmienia w poprzednim miejscu. Moje zresztą są większe.
OdpowiedzUsuńNie mogłaś nic zrobić, dzielna dziewczyno, na to nie ma silnych...
Okropnie mi przykro.
Pysiu, trzymaj się malutka!
Gdyby Pysiunia dłużej ssała mamę nie byłoby tego problemu, niestety jest zupełnie nieodporna :(
UsuńJa tak przez skórę czułam, że coś dzieje, bo nie pisałaś o maluchach... :(((
OdpowiedzUsuńAniu, nie wyrzucaj sobie nie nie zadbałaś odpowiednio o koteczka! Nie da się przewidzieć wszystkiego, a czasem i weterynarz nie jest w stanie od razu wychwycić chorobę u takich maleństw a co dopiero laik. Mama Urwiska nie zaopiekowałaby się nim lepiej!
Trzymam kciuki za Pysię! Uściski!
Tak wiem, choroby u takich maluchów przebiegają bezobjawowo i błyskawicznie, kiedy zauważamy objawy zazwyczaj bywa za późno.
Usuń:(
OdpowiedzUsuńTrzymaj się, Aniu...
staram się :(
UsuńDałaś z siebie tyle ile mogłaś i umiałaś,przykro mi....
OdpowiedzUsuńPrzytulam!
OdpowiedzUsuńOjej! Biedactwo malutkie... Ale miał u Ciebie przynajmniej wspaniałą opiekę!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
Aneczko i jak sobie radzicie?
OdpowiedzUsuńAniu...
OdpowiedzUsuń