Jak już wspomniałam, od dłuższego czasu obserwowałam to nasilające się lenistwo wśród mojego stada. Oczywiście można zgonić na zimę, że niby wiosną balkon będzie otwarty, więcej ruchu koty będą miały, ale póki co jest zima i nie mogłam pozwolić aby koty tak zalegały tylko.
Od kilku tygodni staram się intensywnie moim kotom organizować czas. Nie mam tu na myśli ciągłego biegania z wędką tylko robienie ciągle czegoś z kotami, tak by wciąż miały coś do obserwowania, szukania, coś do robienia. Nie wiem też czy takie zabiegi są do wykonania z innymi kotami. Ja mam to szczęście, że trzy z moich kotów są bardzo ciekawskie. Pierwszy raz moje koty np. poznały w tym roku co to śnieg.
Do tej pory nigdy w zimie nie wychodziły na balkon ani parapet. Tym razem postanowiłam, że będzie inaczej. Codzienne spacery, naprawdę kilkominutowe, pobudzają moje stado bardzo. Po takim spacerze gonitwom po domu nie ma końca :)
Nawet jeśli się później poukładają w ciepłych miejscach i zasną to jestem spokojna, że trochę energii wyczerpały.
Do codziennego menu weszły też nasze wspólne zabawy. Jak się okazało takie zabawy to świetny sposób aby się koty ze sobą jeszcze bardziej zżyły. Podczas takich zabaw nikt nie patrzy, że skacze na drugiego, że zabiera mu zabawkę. Trochę to trwało zanim np. Bajka dołączyła do bawiącego się stada, ale dołączyła. Jakież było jednak moje zdziwienie kiedy Buba do tej pory preferująca zabawę tylko w formie paczenia, dołączyła do nas. Tak, tak, nawet ona potrafi fikać za piórkami :). Dodatkowym plusem takich igraszek jest fakt, że koty coraz częściej nawet beze mnie bawią się wspólnie. Kiedy Bajka się nudzi to zaczepia Olka i uskuteczniają gonitwy, a kiedy Bajce się znudzi to Oli maltretuje Bubę.
Kolejną korzyścią ze wspólnych zabaw jest integracja Coco z całą grupą. Coco zawsze była odizolowana przez swoją głuchotę. Niby była w stadzie, ale zdarzało jej się nerwowo reagować na pozostałe koty. Powoli nerwowość przeszła w obojętny spokój, a potem we wspólne wariactwa. Teraz Coco potrafi się ganiać zarówno z Olkiem jak i z Bajką, a ostatnio nawet z Bubą. Dystans zachowuje jedynie do Mani. Mania też bardzo lubi zabawy. Potrafi tak wariować, że muszę przerywać zabawę bo dyszy jak pies.
Po tym wszystkim mogę spokojnie patrzeć jak zalegają w różnych zakamarkach i miejscach służących na różnoraki sposób do spania, grzania się i leniuchowania.
Chciałam się też dziś z Wami podzielić swoimi spostrzeżeniami odnośnie czesania kotów. Nie miałam nigdy tego problemu dopóki moje stado nie powiększyło się o koty długowłose. Ale którymś razem podczas czesania Mani zauważyłam kołtunki na tylnych łapkach od wewnętrznej strony. Zrobiły się pomimo czesania! żal mi było wycinać futerko. Nie mając doświadczenia próbowałam w sklepie zoologicznym podpytać czym powinnam czesać main coona. Okazało się, że pan w sklepie wiedział mniej niż ja. Pomogła mi hodowczyni syberyjczyków i Maniowe kołtunki zostały rozczesane.Potem kiedy doszedł Oli okazało się, że przy nim szczotka się nie sprawdza tak dobrze jak przy Mani. Każda sierść jest inna i potrzebuje innego narzędzia.
Furminator. Najlepsze co może być dla Buby czyli Brytyjczyk z gęstą, krótką sierścią o grubym podszerstku. Rewelacyjnie usuwa nie tylko wypadający podszerstek ale przede wszystkim martwe, ostre włosy. Mało tego nie drapie kota bo ma malutkie ząbki, Buba traktuje czesanie furminatorem jak porcję pieszczot. Innych narzędzi nie znosi.
Szczotka. Uniwersalna, nadaje się do czesania Main coonów, syberyjczyków, jak kotów krótkowłosych z gęstą sierścią jak Coco, choć w przypadku Coco najlepiej sprawdza się odkurzacz....tak, tak Coco jest odkurzana. Czesania zbytnio nie lubi. Trzeba jednak pamiętać, że przy kotach długowłosych ta szczotka raczej tylko usuwa martwy włos i rozczesuje długie włosy. Aby dotrzeć głębiej w sierść należy użyć grzebienia. I tu przestrzegam przed takimi grzebieniami.
Zęby tego grzebienia są jakoś źle osadzone i łapią długą sierść wyrywając ją całymi kępkami, koty nie chciały się tym czesać.
Natomiast bardzo polecam mój ostatni nabytek.
Oba grzebienie były w komplecie. Mają bardzo dobrze obsadzone zęby, odpowiedniej długości do długiej, gęstej sierści, dodatkowo rączka jest z takiego tworzywa do którego wyczesana sierść się przykleja a nie fruwa po całym mieszkaniu. Po czesaniu można łatwo sierść zebrać i usunąć.
Wiem, że zima ponownie zagościła nie tylko u mnie, ale u nas wszystkich, niemniej chciałam pokazać jak wyglądała moja droga do pracy w piątek. Zaznaczam, że zdjęcie jest robione w centrum Lublina, to nie jakaś tam leśna dróżyna.....:)
i na koniec balkonowe śnieżki :D