Jak zapewne częśc z Was wie Oleczek jest po bardzo ciężkiej operacji. Niemniej tym, którzy nie obserwują
Miaukotek na facebooku winna jestem streszczenia całej sytuacji.
Tydzień temu z czwartku na piątek Oluś wymiotował całą noc. Raniutko pojechałam z nim do weterynarza z podejrzeniem, że obgryzł palmę wielkanocną. Palma stoi w wazoniku już ze dwa lata, koty ciągle ją obskubują, ale tylko to przyszło mi do głowy jako przyczyna zatrucia Oleczka. Po podanych lekach Księciulek przestał wymiotowac, nie jadł co prawda ale lekarz nie pozwolił mi tego dnia karmic go na siłę. W sobotę rano podałam mu odrobinę jedzenia na siłę. Po kilku godzinach ponownie zaczął wymiotowac. Natychmiast pojechaliśmy do kliniki. Tym razem lekarz już się zaniepokoił i nakazał wykonanie rtg. Co prawda rentgenologa nie było, ale zdjęcie Oleczka zostało przesłane do opisu drogą elektroniczną. Za jakiś czas po powrocie do domu otrzymałam telefon z informacją, że Oli ma stan zapalny trzustki lub dwunastnicy, ale to może potwierdzic usg. Pomimo, że w niedzielę lekarz wykonujący usg nie pracuje to przyjechał do kliniki aby wykonac badanie Oleczka. Niestety już po kilku chwilach postawił diagnozę...wgłobienie jelita. Operacja musiała byc wykonana natychmiast. Wgłobienie powoduje martwicę jelit i niestety jest to śmiertelne zagrożenie. Ponieważ ciężko jest przewidziec co lekarz zobaczy po otwarciu brzuszka zostałam poinformowana, że Oluś może tej operacji nie przeżyc. Stan był naprawdę bardzo poważny, nikt nie straszyłby mnie tam bezpodstawnie. Operacja Oleczka zaczęła się w ciągu godziny od postawienia diagnozy. Po dwóch godzinach zarówno anestezjolog jak i chirurg poinformowali mnie, że wszystko przebiegło bez komplikacji choc Oluś ma usunięte 25 cm jelita. Przez kolejne dni odwiedzałam go przed pracą, po pracy i wieczorem w szpitalu. To wtedy przekonałam się jak wiele dla siebie znaczymy nawzajem, jak ogromna jest potrzeba Oleczka do przytulania i poczucia, że nie jest tam pozostawiony sam sobie. Niestety po operacji wystąpiły komplikacje w postaci wydzieliny ropnej z rany co przedłuża leczenie szpitalne Oleczka. Niemniej od czwartku zabieram Księciulka na noc do domu. Może się dzięki temu najeśc, wyspac spokojnie. Niestety poranne pakowanie do transporterka to naprawdę łamanie serca.... a najgorsze, że to wszystko najprawdopodobniej przeze mnie :(
Miałam to przegryźc samotnie, ale za namową
GosiAnki Wrocławianki postanowiłam upublicznic swóją winę ku przestrodze. Oczywiście nic nie zrobiłam z premedytacją, wiecie jak kocham moje koty, cały dom jest im podporządkowany, zachowuję wszystkie zasady bezpieczeństwa.....a jednak.
Po operacji lekarz powiedział, że na podstawie tego co znalazł w jelitach stwierdza, że Oleczek zatruł się jakąś chemią. Przez kilka dni zapierałam się, że nie jest to możliwe, że wszystko mam zabezpieczone i w ogóle nie stosuję chemii tylko czarnego mydła, które jest bezpieczne....aż do momentu kiedy pocztą przyszły zawiasy do zepsutej deski sedesowej.....Jakiś czas temu zepsuła się deska, pękły zawiasy, musiałam zdjąc klapę. Przez ten czas nie myłam muszli żadnymi chemicznymi środkami, ale....nie zdjęłam zawieszki ze środkiem do toalet :( .... najprawdopodobniej Oleczek dotknął tego łapką, choc nigdy nie wykazywał zainteresowania tym miejscem jest to jedyne wytłumaczenie. Potem musiał podczas mycia po prostu zlizac z futerka środek chemiczny. Reakcja organizmu była tak gwałtowna, że doszło do wgłobienia. Na dziś klapa już jest zamontowana, ale nie mogę sobie wybaczyc, że nie wyjęłam tej cholernej kostki, że nie wpadłam na to, że kot może tam zajrzec.... Prawda jest taka, że mając koty trzeba oglądac się po tysiąckroc, zastanowic sto razy i myślec z wyprzedzeniem o tym co mogą zrobic.

Powitanie Olusia
Tylko Mania miała awersję do nowego zapachu Ksieciulka