niedziela, września 29, 2013

czas relaksu i nowe znajomości

Koteczki, zapewne nie tylko moje, bardzo lubią jak ich Pańcie i Pańciowie zostają w domu zamiast iść do pracy. To najfajniejszy czas, wcale nie trzeba iść spać jak to się dzieje każdego dnia codziennego. Można chodzić za Pańcią i patrzeć co będzie się działo, a jeszcze lepiej jak Pańcia bawi się z kotusiami. Wtedy jest pełnia szczęścia :)

















Muszę się też pochwalić nową znajomością. Z Agnieszką znałyśmy się od jakiegoś czasu wirtualnie. Oczywiście wspólnym mianownikiem są koty. Aga jest niezwykle ciepłą osobą a swoje footerka kocha nad życie. Już sam fakt, że mówi o nich "moje dzieciaczki" świadczy jak ważne są w jej życiu. Nasza znajomość przeniosła się na grunt realny. Właśnie odwiedziłam Agnieszkę i jej kotusie i mam nadzieję na rewizytę i jeszcze wiele, wiele spotkań :)
najmłodszy z Agnieszkowego stadka - Gumiś

dwulatek- Pysion

ciągle zdziwiona Koko


rozanielona Rysia




niedziela, września 22, 2013

król zabawek :)

Przyszła paczka, właściwie paczuszka...Zupełnie nie rozumiem jak opłaca się zooplusowi przysyłać to co zamówiłam w trzech oddzielnych paczkach, z których jedna jest malutka i zawiera tylko zabawki. Do tego każda z nich przyszła innego dnia...przez trzy dni codziennie przychodził do nas kurier :). Ale to nie mój problem. Problemem było to, że zabaweczki przyszły dopiero trzeciego dnia, a jak wiadomo kotki lubią nowe zabaweczki (krótko bo krótko ale lubią). Oczywiście najbardziej lubi ten najbardziej zabawowy koteczek czyli Księciunio :)
Jak na króla zabawek przystało....

....wszystkie zagarnął od razu.....

.....dla siebie....

.....innym nie dając żadnych możliwości....

......choćby powąchania.....

....mój mały, rudy....

....samolubny....

....koteczek....

...ale za to było na co popatrzeć jak się bawił.

Na koniec nie mógł uwierzyć, że pudełko po zabaweczkach naprawdę jest dla niego za małe :).

niedziela, września 15, 2013

moja egoistyczna miłość do kotów

Zawsze kochałam moje koty, ale w ostatnim czasie chyba dostałam na ich punkcie całkowitego hopla. Trzęsę się nad nimi jak rozhisteryzowana, nadopiekuńcza matka. Nic na to nie poradzę, że nie wyobrażam sobie życia bez nich. Chcę by były najszczęśliwsze co daje również szczęście mi-więc jednak jestem egoistką :P.
Co jakiś czas chowam moim pupilkom zabawki by potem je wyjąć, w ten sposób im się nie nudzą.

Potem zawsze są okupowane.

Bajusia nad, którą ciągle pracuję. Są kolejne efekty, ale o nich innym razem.

Coco indywidualistka.

Coco-dość już się nasiedziałeś w tym tuneliku.

Coco-czas minął 

Coco- wypad stąd gówniarzu.

Oluś- no dobra już wychodzę.

Coco- no to teraz mój czas na tunelikowanie.

Bubciuś woli coś bardziej miękkiego pod doopką.

Jak zwykle słodki buziaczek.

Szczyt szczęścia Mani to wciąż bocianie gniazdo :)


sobota, września 14, 2013

post konieczny

Muszę napisać tego posta....inaczej nie ruszę z blogiem dalej :( . Zapewne większość z Was i tak się domyśla przyczyny mojego milczenia..... Niestety, moja maleńka koteczka Pysiunia odeszła tydzień temu w niedzielę. Nie wiem co ta kicia miała w sobie, że tak ją pokochałam. Nie umiem się pozbierać do dzisiaj. Ciągle mam sny z jej udziałem. W snach wciąż noszę ją "za pazuchą". Uciekam z nią przed czymś. Dziś np. jechałyśmy wielką ciężarówką, której każdy bieg był wsteczny. Rozpaczliwie je po kolei wrzucałam, ale wciąż jechałyśmy do tyłu zamiast do przodu.
Żałuję, że w ostatnich dniach nie robiłam zdjęć, ale też kiedy była już słabiutka to nawet nie było jak. Może jestem masochistką, ale chciałam zamieścić kilka jej ostatnich zdjęć. Chcę ją pamiętać, była wyjątkowa.
Obiecałam jej, że nie oddam jej nikomu. Naiwnie wierzyłam, że moja miłość do niej i moja troska uchronią ją przed najgorszym.



Jeśli koty mają faktycznie kilka żyć to mam nadzieję Pysiuniu, że spotkamy się jeszcze.


niedziela, września 08, 2013

post smutny

Piszę tego posta ze względu na fakt, że obiecałam podzielić się doświadczeniami, spostrzeżeniami o tym jak wygląda opieka nad malutkimi kociakami. Jest mi bardzo smutno i bardzo ciężko bo niestety Urwisek we czwartek nas opuścił. Dla mnie walka o niego była pełna zupełnie nowych rzeczy, dramatycznych, rozpaczliwych...nikt nie wiedział, że walka jest z góry przegrana. Dopiero po jego odejściu poznałam cichego zabójcę, winowajcę, przyczynę jego odejścia-zmutowanego koronowirusa, czyli FIP. Ponieważ kotek tracił ciągle na wadze, nie chciał jeść, a potem dostał biegunki. Przez kilka dni ciągła huśtawka, chwilowa poprawa i nagłe pogorszenie, ciągłe telefony do osób bardziej doświadczonych i wizyty u lekarza. Przy tak maleńkim organizmie sytuacja zmienia się z godziny na godzinę i to, że kociak w jednej chwili jest zdrowy nie oznacza, że za chwilę coś może być nie tak. Trzeba bacznie obserwować.
Urwis odszedł z powodu zachłystowego zapalenia płuc, które powstało w następstwie karmienia strzykawką. Zaznaczam, że karmiłam go bardzo delikatnie i nigdy się nie zachłysnął. Zachłystowe zapalenie płuc powstaje kiedy pokarm zamiast do przewodu pokarmowego dostanie się do płuc, ale nie oznacza to, że kot musi się zakrztusić!!! Może dość do tego kiedy kot zwraca pokarm. Aby stwierdzić zachłystowe zapalenie płuc trzeba zgłosić się do lekarza, który dysponuje stetoskopem z maleńką końcówką osłuchową przeznaczoną dla małych osesków. Takie słuchawki istnieją, nie dajcie sobie wmówić, że nie!!! Samo zachłystowe zapalenie płuc jest uleczalne. U Urwisa jednak pierwotną przyczyną był FIP, który został stwierdzony już po jego odejściu. Zmutowany wirus koronawirusa sprawia, że w jamie otrzewnej zbiera się żółty, lepki płyn. Ja masując brzuszek Urwisa po jedzeniu słyszałam chlupanie w brzuszku, ale byłam pewna, że to w jelitkach. Szczerze mówiąc wyrzucam sobie, że nie znałam się dostatecznie na opiece nad maluchami...mogłam nie dopuścić do dalszego rozwoju chorób. Maleńki odchodził mi na rękach, robiłam mu sztuczne oddychanie, mogłam tego uniknąć.
Pysia w dniu odejścia Urwisa miała robione usg brzuszka. Płynu nie było. Niestety również jest zarażona koronawirusem. Na dzień dzisiejszy wirus nie zmutował, jest leczona, ale sytuacja jest tak niestabilna, że nawet boję się pisać o jakichkolwiek rokowaniach.

wtorek, września 03, 2013

maluchy-dzień trzeci, czwarty i piąty

Opieka nad takimi maluchami to wyzwanie, przekonałam się o tym. Pomimo tego, że bardzo się staram nie udało się uniknąć problemów. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. 
Niedziela. Może powinnam już rano zauważyć, że Urwisek zachowuje się inaczej, że jego apetyt jest mniejszy, że ma jakby mniej siły niż Pyśka, która przecież była mniejsza od niego. 
Bardzo trudno u takiego maleństwa wyłapać moment kiedy coś złego zaczyna się dziać

Uczulam więc wszystkich,którzy zajmują się takimi maleńtasami aby obserwować je z wielką czujnością. Pierwszy sygnał to chyba to, że u Pysi było widać postęp...

.... a Urwisek jakby się zatrzymał.

Pysia się rwała do jedzenia, chodzenia pomimo chwiejnych łapek.

Reagowała na moją osobę.

Urwis nie był zainteresowany ćwiczeniem łapek.

W jego oczkach nie było widać ciekawości świata.
Ten moment zaniepokoił mnie na poważnie. Ewidentnie widać różnicę w zachowaniu Pysionki i Urwisa.
Kiedy przestał zupełnie przyjmować pokarm, a ja poczułam, że jego serduszko bije bardzo szybko pojechałam na dyżur do lekarza. Lekarz obejrzał malca. Ogólnie nie było nic do zarzucenia, śluzówki w porządku, dziąsełka różowe, żadnych pleśniawek w pysiu, brzuszek miękki, kotek siusia, kupkał. Niby wszystko w porządku ale gdy zmierzył mu temperaturę okazało się, że jest strasznie niska :( 35,3 stopnia. Nie było wiadomo dlaczego tak spadła, waga Urwisa w momencie badania 180g i takie wychłodzenie dla tak maleńkiego organizmu jest niestety śmiertelne. Na szczęście dla nas nie było za późno. Urwis dostał kroplówkę (3ml glukoza i jakieś wzmacniacze). Lekarz nakazał karmić go na siłę i ogrzewać. Aby uzupełnić witaminy i mikroelementy do mleka nakazał dodawać ugotowane żółtko. 
Po kroplówce i nakarmieniu Urwis zasnął. Całą noc czuwałam aby było mu cieplutko i sprawdzałam czy oddycha. Doczekaliśmy szczęśliwie rana :) Kolejny dzień okazał się przełomowy. Z godziny na godzinę było widać poprawę. Oba koty zabrałam ze sobą do pracy aby móc je karmić w ciągu dnia i pilnować by wszystko było w porządku. Po południu byliśmy u lekarza i wielka była moja radość bo temperatura Urwiska urosła do 38 stopni. Oczywiście dostał jeszcze raz kroplówkę, ale tego dnia też już jadł więcej. Jedzenie przy pomocy strzykawki spodobało mu się bardzo i nie widzę już szans na powrót do smoczka. Pysia w ciągu tego dnia przerosła Urwisa i przekroczyła wagę 200g, ale nie ma się co dziwić kiedy patrzy się jak ciągnie z butli KLIK
Na zdjęciach widać od razu różnicę w wyglądzie Urwiska, szeroko otwarte oczka, reakcję na otaczający świat.







Dziś jest już pełnia szczęścia. Urwisek zaczął przybierać na wadze, po troszku i waży 195g, ale ważne, że waga rośnie. Pysia za to rośnie jak na drożdżach i waży już 218g. Urwis zaczyna gonić siostrę. 
Drugie śniadanie zjedzone.

Zabezpieczenie transportera przed wkładaniem główki w kratkę.

Pobawimy się trochę?

Rozkoszniaczek

Pysionka po śniadanku.

Czas na zabawę

Bawię się łapkami

Stroję minki

Ssę paluszki