sobota, lutego 23, 2013

rivoli w toho

Wiem jak ciężko jest znaleźć proste tutoriale dla osób rozpoczynających swoją przygodę z koralikami. Jeśli coś jest to raczej dotyczy rzeczy trudniejszych. Dlatego dziś post dla miłośników beadingu, którzy dopiero co zarazili się koralikowaniem. Coś bardzo prostego, nawet dla tych początkujących, a dającego super efekt. Ja dla utrudnienia wybrałam sobie maleńkie 10mm rivoli i toho w rozmiarach 0/15, 0/11 i 0/8 ale można zawsze wykonać taką pracę na większych koralikach. Najprostszy sposób oplecenia rivoli to taki, który wykorzystuje różnicę w rozmiarze koralików, którymi oplatamy kryształek....tak przynajmniej mi się wydaje. Jedyny problem może stanowić dobranie odpowiedniej ilości koralików na początku pracy. Ja stosuję metodę prób i błędów. Tak długo nawlekam, przerabiam dwa pierwsze rządki i mierzę, aż znajdę odpowiednią ilość.... Zapraszam więc na tutorial :)











Pochwalę się jeszcze wisiorem jaki niedawno zrobiłam. Duma mnie rozpiera bo od projektu po wykonanie to całkowicie moja praca :)














niedziela, lutego 17, 2013

i znowu ja i pięć kotów w pustym mieszkaniu :(

Maciek wyjechał :(...nie bez przygód. Na lotnisku zepsuł się jakiś radar naprowadzający i nie wiadomo było czy samolot wyląduje. Lot był późnowieczorny więc był to problem. Nie każdy pilot podobno podejmuje takie ryzyko dlatego w sumie do ostatniej chwili nie było wiadomo czy zdecyduje się na lądowanie. Wcześniejszy samolot z Oslo wylądował, ale tamten pilot podobno już wiele razy lądował w Świdniku i nie miał żadnych obaw. Ten, którym miał odlecieć Maciuś wylądował za drugim podejściem. Wszyscy odprowadzający stali więc na dworze i nasłuchiwali jak samolot latał dookoła bo nic przecież nie było widać. Samochód-pilot jeździł po płycie lotniska z migającymi światełkami, pewnie żeby pomóc w lądowaniu, pasażerowie po odprawie z niepokojem czekali na opóźniony lot. Wreszcie ujrzeliśmy światła poprzedzone odgłosem lądującego samolotu. I Maciuś poleciał. Po powrocie do domu, pomimo późnej pory wzięłam się za sprzątanie żeby się czymś zająć w oczekiwaniu na wiadomość o bezpiecznym lądowaniu. Oczywiście uprzątnęłam pokój synia, który na powrót stał się kocią bawialnią i nie wyobrażacie sobie co się działo!!? Koty natychmiast zaskoczyły, że wrócił poprzedni porządek, że materac na powrót jest miejscem zabaw, igraszek, odpoczynku, że wszystkie utarte i wyleżane miejsca na nowo powróciły pod kocie rządy. Zabawki powróciły na podłogę porozrzucane i wymiętolone jakby były zupełnie nowymi, swobodne gonitwy na nowo zostały wpisane w porządek dnia i nocy i najważniejsze... poduszka została zasikana :).
Po 23.00 dodzwoniłam się do syna i dowiedziałam, że wylądował bez przeszkód i jest w drodze do domu. Mogłam pójść spać spokojnie.
Poranek niestety okazał się niezbyt miły. Już widzę, że Buba ma nad okiem ropnia. Muszę go niestety nakłuć i wycisnąć ropę aby przynieść jej ulgę. Idę się więc za to zabrać

piątek, lutego 15, 2013

po długiej przerwie....

Nareszcie mam trochę czasu na bloga. Przez ostatni natłok zajęć jakoś brakowało mi czasu aby pisać coś u siebie, owszem, zaglądałam na zaprzyjaźnione blogi, ale tylko aby wiedzieć co u kogo słychać. Pokusiłam się o zgłoszenie swojej pracy na wystawę u Anki Wrocławianki i przyznaję się bez bicia, że gdy siadałam do komputera to natychmiast zajmował mnie program, który Ania pokazała. Jestem tym programem zafascynowana. Gdybyż tam była pełna paleta kolorów....ehhh, wpadłabym na amen :)).
Jednak to nie programik był powodem braku czasu. Największe zamieszanie wprowadziła niespodziewana wizyta. Wizyta była planowana w tajemnicy i była dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Po dziewięciu miesiącach przyjechał w odwiedziny mój synuś Maciuś. Po prostu stanął w drzwiach- cześć mamo :)- mało nie oszalałam. Niestety już jutro wyjeżdża :(. Jego przyjazd zburzył koci spokój. Oli nie znał mojego syna i przez pierwsze dwa dni siedział prawie cały czas za piekarnikiem, teraz są najlepszymi kumplami. Nawet Oli w nocy przychodzi spać do Maćka. Za to Bajka chyba poczuła się zagrożona. Pierwszego dnia nasikała Maćkowi do torby, a potem regularnie zaczęła obsikiwać jego łóżko...no bo to łóżko (materac) to przecież było do tej pory miejsce kocich igraszek. Mam nadzieję, że od jutra wszystko wróci do normy i do sikania znowu wystarczy poduszka.
W całym tym rozgardiaszu pochorowała się Buba. Pewnie trochę ze stresu się osłabiła i natychmiast zaatakowała ją bakteria. Na szczęście szybko zauważyłam co się dzieje i dziś już jest trzeci dzień na antybiotyku i jest całkiem dobrze.
W ramach relaksu ja coś tam sobie dziergałam, szyłam i nawet dokończyłam żyrandol. Na szczęście wszystko dokumentowałam więc zapraszam do obejrzenia zdjęć. Uprzedzam pytanie: najwięcej jest zdjęć Olusia bo on jednak najwięcej ze mną przebywa :) jest mega miziasty i przytulasty.

serwetka, która trafi na licytację na kocim forum aby wspomóc koty potrzebujące wsparcia

kryształki, z których robiłam żyrandol
tak realizowałam swoją koncepcję
a tak wygląda mój żyrandolek
w oczekiwaniu na spóźnione śniadanko
nie wszyscy są tak cierpliwi jak Buba
po dobrym jedzeniu trzeba odpocząć
czasem trzeba się też pobawić
choć nie wszyscy uważają....
...że zabawie powinien towarzyszyć jakiś nadmierny ruch :)
przytulony do swojej dużej śpi smacznie...no jak tu wstać??
zawsze mam w łóżku towarzystwo
Coco i Olek chyba uważają, że to ja sypiam w ich łożu ;]
coraz częściej ich pogląd podziela Bajka
choć ona zdecydowanie woli przytulać się do Mani
i każdego kto chciałby ją nakłonić do zmiany zdania traktuje jak wroga
na wieczorne zabawy jednak przychodzi do mnie
zawsze dołącza do nas Oli
żeby nie powiedzieć, że jest pierwszy :P
mój słodki duży kociak