niedziela, grudnia 30, 2012

papierowe kulki i tildowa Buba

Jakiś czas temu odkryłam, że Oli uwielbia bawić się papierowymi kulkami. Odkrycie było dla mnie zaskakujące gdyż staram się moim kotom wymyślać różne i zabawki i zabawy, a tu okazało się, że najprostsze rzeczy są najlepsze...no bo taką kulkę można nosić w pyszczku, można ją poturlać i ganiać, a na sam koniec porozrywać na drobniutkie kawałeczki i to bezkarnie :)




Wczoraj przy okazji szycia puffki zupełnie spontanicznie powstał niejaki Kotek-Głupotek... U Alicji na blogu podejrzałam, że sztuka robienia takich szmacianych zabaweczek nazywa się TILDA. Poszperałam w internecie w poszukiwaniu informacji jak się takie rzeczy robi i....dziś powstała tildowa Buba. Może nie jest to jakieś super dzieło, ale wszak to moja pierwsza tilda, a poza tym sama sobie zrobiłam wykrój więc jest to projekt autorski, a ze imienia udzieliła mu moja czekoladka to chyba uznam, że jest moją pierwszą inspiracją.
Mani się bardzo podoba taka tildowa Buba






sobota, grudnia 29, 2012

kocie Candy na miaukotkach

Ogłaszamy nasze pierwsze CANDY :) , candy kocie :D
Na biorących udział czekają: przewygodna, przeprzytulna, przekocia puffa wykonana własnoręcznie, z kocimi motywami ma się rozumieć oczywiście....o podobnych puffkach można przeczytać więcej TUTAJ, natomiast puffka candy wygląda tak
jedna strona: środek jest beżowy, aplikacja pomarańczowa

druga strona: środek czerwony, aplikacja brązowa, brzegi są granatowe
Na CANDY przeznaczamy również przytulankę zrobioną własnoręcznie Kotek-Głupotek, która może służyć i ludziom i kotkom
Kotek-Głupotek

Co zrobić aby zdobyć któreś CANDY?
Wystarczy zostawić komentarz pod tym wpisem z deklaracją chęci udziału w candy.
Na swoim blogu zamieścić banerek z aktywnym linkiem oraz informacją o miaukotkowym candy.
Jeśli ktoś nie ma bloga proszony jest o podanie maila.
Miło nam będzie jeśli przyłączycie się do grona obserwatorów naszego bloga choć nie jest to warunkiem udziału.
Candy będzie trwało do 19 stycznia 2013. Wyniki zostaną ogłoszone 20 stycznia 2013.
Banerek do candy:

Zapraszamy do udziału :)




piątek, grudnia 28, 2012

Oli wykastrowany

Na wczoraj mięliśmy zaplanowaną kastrację Olusia. Co prawda kocurek ma dopiero osiem miesięcy i nawet nie myślał o tym by zacząć znaczyć, ale okazało się, że jest jednostronnym wnętrem i nie ma na co czekać z kastracją. Już dzień wcześniej zaczęłam go głodzić. Całe stadko niestety też musiało troszkę z jedzonkiem przystopować żeby nie kusić Olusia np. suchym w miseczkach. Koło dwunastej zawiozłam Olinka na zabieg. Niestety nie udało się obu jąderek wyjąć przez mosznę i kocio ma wygolony brzuszek i założone dwa szwy w pachwince. Koło szesnastej pojechałam odebrać koteczka. Pani doktor jednak powiedziała, że Oli dostał duszności i musi zostać jeszcze pod kroplówką. Poprosiłam o możliwość zobaczenia mojego księciunia. Ja na jego miejscu też bym duszności dostała...toż on był zawsze tylko ze mną i z czterema kocicami a tu było bardzo dużo zwierząt, kotów, psów. Po świętach był jakiś armagedon, takiej ilości pacjentów nigdy jeszcze nie widziałam...niestety głównie zwierzęta przejedzone, ze skrętem żołądka, z ościami w dziąsłach....Wszystkie piszczą, szczekają, miauczą...I jak mój Oli miał nie dostać duszności?? Zdecydowałam, że zabiorę go do domu, pani doktor zna mnie nie od dziś i wie, że może mi wydać zwierzaczka, tym bardziej, że i jej zdaniem duszności wynikały ze stresu. Na wszelki wypadek w łapce zostawiłyśmy wenflon gdyby był konieczny powrót do kliniki i podanie kroplówki. Oli po powrocie był jeszcze kołowaty, szukał sobie miejsca, kręcił się, trochę próbował lizać, ale po godzinie już był spokojny, żadnych problemów z oddechem. Wyjęłam mu wenflon i kotek nareszcie spokojnie zasnął. Pani doktor jeszcze wieczorem, przed zejściem z dyżuru zadzwoniła pytając jak się czuje pacjent. Noc była dla mnie ciężka bo chodziłam sprawdzać czy wszystko w porządku, bo dopiero koło trzeciej nad ranem przyszedł spać do łóżka. Rano dał o sobie znać głód. Musiałam aż pochować miseczki bo jakby mógł to zjadłby wszystkim i wszystko. Teraz sobie drzemie, ale czuje się bardzo dobrze. Zaskoczył mnie mile telefon od pana doktora, który operował Olusia. Pan doktor dzwonił zapytać czy Oli się dobrze czuje, czy zjadł i czy nie ma jakiegoś problemu z ranką...Cieszę się, że już po wszystkim.
Muszę się jeszcze pochwalić swoim malowidłem naściennym. Jakiś czas temu wymyśliłam sobie, że na występie ściany u siebie w sypialni chcę mieć motyw kwiatów z zasłon...trzy godziny malowania i...mam :)
kwiaty na zasłonach....i Oli oczywiście :)

kwiaty na ścianie

środa, grudnia 26, 2012

Świąteczny czas

Witamy świątecznie wszystkich, którzy znajdą chwilę na to by usiąść przed komputerem w święta :)...my mamy taką chwilę na napisanie i wstawienie zdjęć z okresu przedświątecznego. Czas przygotowań był bardzo męczący i niektóre koteczki zasypiały w locie...:)
Oli nie zdążył się zwinąć w kłębuszek

Coco padła na płasko

Buba usnęła na siedząco
Czasem jednak kotki wybierały bardzo dogodne strategicznie miejsca
Oli grzejący się "od dołu" kaloryferkiem i "od góry" lampką
A czym się koty tak bardzo zmęczyły? No oczywiście czynnością, przy której każdy porządny kot towarzyszy w Wigilię, czyli ubieranie choinki :D
sprawdzanie co też zostało w tym pudle przyniesione

koty wiedzą najlepiej jak złożyć choinkę

sprawdzanie wytrzymałości gałązek, czyli próba wejścia na choinkę
Buba zamiast wchodzenia na choinkę wybrała coś bardziej stabilnego
kto powiedział, że gruby kotek jest mniej sprawny?

Niektóre kotki czynnie pomagały nie tylko w przygotowaniu potraw
Mania upominająca się o swoją porcję karpia
Po wszystkich przeżyciach koty wycofały się na z góry upatrzone pozycje na terenach wypoczynkowych
Mania w wersji relax
i znany już kot ozdobny...w innym miejscu :)
Dla wytrwałych małe kino familijne:











poniedziałek, grudnia 17, 2012

niedziela, grudnia 16, 2012

zimowy parapeting i szukanie smakołyków

Zimno na dworze, śnieg pada, ale to nie znaczy, że koteczki nie chcą zaczerpnąć świeżego powietrza. Nie jest to co prawda tak jak w letniej porze wylegiwanie się na zewnątrz, ale zawsze trochę można powychylać się odrobinę :)

w oczekiwaniu na otwarcie okna


zimowe wietrzenie ogonków


Oli zapatrzony na płatki śniegu

Żeby się kotkom nie nudziło duża wymyśla różne zabawy, tym razem było to szukanie smakołyków w pudełkach po jedzonku, które przyszło w pudełkach, które zostały przerobione na kocie kryjówki.

poszukiwania w toku


każdy znajdzie coś dla siebie


najwytrwalszy z poszukiwaczy

Po zabawach kotki są nieco zmęczone więc przyjmują inne pozycje w zupełnie innych miejscach.

Oli kontra Mania (wielkości)


ruda kita i jej właściciel


kot ozdobny




sobota, grudnia 15, 2012

moje koty w oknie :)

U Jasnej znowu jest konkurs...tym razem "Kot w oknie". Jako, że nie możemy już brać udziału postanowiłam zrobić przegląd zdjęć o takiej tematyce....oto co z tego wyszło :D














wtorek, grudnia 11, 2012

plazmocytarne zapalenie dziąseł

Jakiś czas temu, kiedy Oli zmieniał ząbki zauważyłam u niego mocno zaczerwienione dziąsła tuż przy zębach, również woń z pyszczka była dość nieprzyjemna. Poszłam z nim do lekarza, który zalecił 10cio dniową kurację antybiotykiem Stomorgyl i zalecenie do utrzymywania zębów w czystości. Po leczeniu wszystko było dobrze, aż kilka dni temu znowu pojawił się "zapaszek" i czerwień dziąseł. W poniedziałek byliśmy znowu u lekarza, Oli miał robione badania i mamy diagnozę: plazmocytarne zapalenie dziąseł. Zaznaczam, że Oli nie ma problemu z jedzeniem, zajada się chrupami i to nie dla maluchów tylko dużymi dla main coonów, czy brytyjczyków. Wszystko wyszło na jaw tylko przez moją dociekliwość...a dlaczego? a po co? a jak? ...wolę być ostrożna i nadopiekuńcza. Tak naprawdę nie wiadomo skąd to się przyplątało. Oli jest bardzo dobrej hodowli, nie chorował, styczności z kaliciwirusem, którego zakażenie jest główną przyczyną PZD. To i tak nie ma znaczenia już na ten moment. Choroba jest nieuleczalna i właściwie w każdym przypadku kończy się usunięciem wszystkich zębów. Oli jest młody, silny, właściwie nie odczuwa żadnego bólu więc usunięcie zębów nie wchodzi w grę. Postanowiłam powalczyć o jego zęby. Uzbroiłam się w Orozyme, żel do higieny jamy ustnej kotów, który moje dorosłe kocice dostawały już wcześniej, młodemu nie dawałam bo był za młody, ale teraz....czas zacząć. Do pomocy mam też Teddy's pride probioral3 oral care jest to preparat oparty na probiotykach. Niestety wiadomości na temat plazmocytarnego zapalenia dziąseł nie ma zbyt wiele, jeśli są to takie, które dotyczą ostatecznego rozwiązania. Udało mi się jednak znaleźć kilka opinii, że dbałość o higienę jamy ustnej (jak to dziwnie brzmi w przypadku kota..ale jak ma być: jamy gebowej??) przynosi dobre efekty i pozwala uniknąć najgorszego. Tak sobie myślę, ze skoro udało mi się wygrać z lambliamii to może i uda mi się przechytrzyć beztlenowce (bo to one odpowiadają za to zapalenie).


niedziela, grudnia 09, 2012

Bajki historia, część VI

Zaklęta w swym pokoiku księżniczka Bajka uległa bezbrzeżnemu poczuciu osamotnienia, jej kocie serduszko pękało z tęsknoty za przyjaciółką, która nie chciała spędzać z nią czasu w samotni. Moje starania aby nauczyć Bajkę chodzić po półkach na balkonie przyniosły tylko taki skutek, że nauczyła się chodzić po poręczy. Dla mnie to wciąż było za mało, zapewne jednak to był jej pierwszy krok ku wolności...Póki co jednak sfrustrowana Bajka sikała gdzie popadło, cały pokój śmierdział moczem. Wstając rano i biorąc czyste ubrania często przekonywałam się, że mam je zasikane. Bajka wchodziła do pudełek z moimi ubraniami (nie posiadam półek na ubrania, ani szafy) i sikała w ciuchy. Kolejnym jej ulubionym miejscem sikania stało się moje łóżko...nie miałam już na czym spać, ani czym się przykrywać, nie nadążałam z praniem, a ona sikała mi na materac....ja wtedy nie byłam świadoma, że ona wie co robi. Kiedy kolejny raz przyszłam do domu i zastałam zasikany materac musiałam znowu zdjąć pokrowiec do prania, ze złością rzuciłam go na schody....i zdębiałam. Bajka spróbowała po nim zejść. Przeżyłam olśnienie! Przecież ona się boi stopni a nie wysokości. Nie trzeba mi było dużo, już następnego dnia pojechałam do sklepu i kupiłam dywanik, który zamontowałam na schodach, przy ścianie. Rozpoczęłam też intensywne zachęcanie do tego aby Bajka zeszła po dywaniku (niestety nie czerwonym). Ponieważ poduszka moja i tak już została przeznaczona na śmietnik to póki co leżała tak w połowie schodów na tym dywaniku żeby Bajka mogła swój (swoich szczochów) zapach czuć też na schodach.
Był 29 maja 2012 godzina 4.38 rano....obudziły mnie dziwne dźwięki dochodzące ze schodów, coś jakby skrobanie, drapanie, dźwięki owe były mi zupełnie obce. Podniosłam głowę, rozejrzałam się po pokoju, w moich nogach (jak zwykle)zwinięta w kłębek i pogrążona w głębokim śnie Coco, obok mnie leży Mania, Buba już nie spała i siedziała przy schodach. Położyłam głowę, dźwięki się powtórzyły a ja zerwałam się jak polana ukropem, z obłędem w oczach bo w pokoju przecież nie było .....BAJKI!!!!!!!! Nie wiem jak ja to zrobiłam, że dorwałam aparat, ale relację z całej tej akcji możecie obejrzeć poniżej. Moje emocje sięgały czerwonej kreski, z tej całej radości, nie bacząc na wczesną porę zadzwoniłam do Eli (dzięki za wyrozumiałość) żeby podzielić się z nią radosną nowiną. Tak to po dziewięciu miesiącach mieszkania na górze Bajka zeszła na dół :D..zeszła i weszła na górę i znowu zeszła i widać było jak się rozkoszuje tym, że może to robić. Samą przyjemnością było patrzenie na jej radość, na to jak rozpoznaje teren na dole. Niby znała przecież pomieszczenia, ale tym razem nie przemykała w strachu, tym razem było widać jak zwiedza wszystko z taką rezerwą pełną ciekawości.
Dziś Bajka nie tylko chodzi, ale biega i gania się po schodach. Zielony dywanik został i służy jako drapak (hahaha!), mam do niego wielki sentyment i pomimo, że jest wątpliwą ozdobą to przypomina mi tą radosną chwilę. Kilka miesięcy później spełnił też rolę asekuracyjną dla Olusia.
Myślę, że nie będzie przesady w tym jak powiem, że ten dzień 29 maj 2012 był dla Bajki przełomowym....
Tak samotnie, acz radośnie bawiła się królewna w swej wieży.

Widok, który sprawiał mi niesamowitą przyjemność, kiedy się tak turlała widać było, że robi to z rozkoszą.
Przynajmniej nauczyła się chodzić po poręczy.

Mój osikany pokrowiec na materac okazał się przepustką do wolności Bajki.

Tu nie chodziło o lęk wysokości, tylko o same schody.
Pochylnia z dywaniku, dla ułatwienia podjęcia decyzji.

Zabawami próbowałam zachęcić Bajkę do zejścia.

To były pierwsze próby.
Dziwne hałasy obudziły mnie o 4.38 ...w pokoju nie było Bajki.... bo Bajka była na schodach.
Tu widać poduszkę, która pachniała Bajką...może to ona sprawiła, że Bajka się zdecydowała na ten krok?
Jeszcze tylko ostatnie spojrzenie w moją stronę...
...i już była na dole...
...a potem weszła na górę...
...zwiedzanie mieszkania, takiej ciekawości nie widziałam u niej nigdy.
Zachowywała się jakby była tu pierwszy raz.
Teraz nie było już przeszkód nie do pokonania.
A najważniejsze, że znów mogła być blisko Mani.