na początku była takim okruszkiem, do zacałowania, do schrupania..ja jej takiej nie pamiętam bo wtedy jeszcze była w hodowli i mogłam oglądać ją tylko na zdjęciach
przyznacie jednak, że nie było możliwości nie zakochać się w tej istotce
co prawda na tych zdjęciach nie ma jeszcze swoich pomarańczowych oczu, które urzekają swym blaskiem....ale osławione kocie usteczka już widać
pamiętam, że nie mogłam się doczekać tego maluszka
lecz na wszystko musiała być pora
po jakimś czasie oczka zaczęły się wybarwiać, futerko zaczęło się zmieniać...
a Campbell nabierała kształtu kociaka
pokazywała nawet pazurki choć agresja nigdy nie leżała w jej naturze
od samego początku najulubieńszym jej zajęciem było wylegiwanie się
bo sami powiedzcie, jak tu biegać na takich łapkach ?
świat ją zawsze zadziwiał, ale jego uroki kontemplowała z dystansu i bez zbędnych emocji
i taka oto przybyła...
wbrew pozorom nie była zbyt duża, choć kocięta ras europejskich względem niej na pewno były sporo mniejsze, ona wszak należała do tych kotów, które docelowo mają osiągnąć dość spore rozmiary
póki co nie zajmowała zbyt wiele miejsca w łóżku, rozgaszczając się całkowicie i bezwzględnie w naszych sercach
potem zaczęła zajmować nasze sprzęty zagarniając coraz większą powierzchnię
karcąc wzrokiem tych, którzy rościli sobie prawa do miejsc, które uważała za swoje
jeśli to nie skutkowało zmiękczała serce by swój cel osiągnąć
od zawsze kochała jeść i strzegła swego
zabawa ...owszem aczkolwiek w umiarkowanym stopniu
najbardziej ukochała sobie spokój, ciszę i relaks
wciąż powiększając swe terytorium o nowe powierzchnie
jej powierzchnia również rosła, ale nie ma dziwne, skoro spędzała sporą część dnia na żerowisku
ze względu na ograniczoną kubaturę niektórych miejsc...poszukiwała wciąż nowych
dla nas powoli nie starczało miejsca obok tym bardziej, że była bardzo wygodna
aż wreszcie zasiedliliśmy nasze własne terytorium gdzie poczuła się panią na włościach
miejsce na górnym pokładzie, zwane balkonem dostępne jej było tylko dzięki nam gdyż dostać się tam można było tylko po drabinie, a ona nie umiała po niej wchodzić, ale my usłużnie ją tam wnosiliśmy gdy tego zapragnęła
spędzała więc czasem czas na świeżym powietrzu
dobrze się też czuła w przestrzeni wirtualnej
jak i w miejscach, które z czasem nie wytrzymywały ciężaru jej wysokości
czasem próbowała wciskać się tam gdzie kiedyś
i zdobyła się na to by pokonać drabinę....ostatniego dnia jej bytowania
dwa lata nie mogła się na to zdobyć
aż w dniu kiedy zamontowano schody...weszła sama, ratując w ten sposób swój koci honor
żądała dowodów uwielbienia
pomimo, że gabaryty jej były już znacznie większe
na szczęście miejsc dużych i wygodnych nie brakuje
choć czasem gdzieniegdzie może być ciasnawo
zachowuje wrodzony dystans i spokój
korzysta z uroków życia
i niezmiennie zajmuje miejsce w naszych sercach rozczulając nas do granic możliwości
nasza Buba