środa, czerwca 27, 2012

stare zdjęcia i komputery

Któregoś wieczoru coś mnie naszło na zdjęć oglądanie...nie tych w komputerze, tylko takich prawdziwych, wywoływanych z klisz i robionych na papierze...Mam takich zdjęć kilka albumów, szczególnie z okresu sprzed lat nastu..Piękna pamiątka, mam też album ze zdjęciami ze swojego dzieciństwa, a nawet kilka fotek z młodości moich rodziców, wśród nich są też moje listy do rodziców z kolonii, laurki na Dzień Matki...Oglądając zdjęcia, czytając listy wiele rzeczy sobie przypomniałam, to był taki wieczór wspomnień, ale w pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać jacy ubodzy są teraz ludzie (dotyczy to także mnie niestety) bo nie mają żadnych pamiątek, wspomnień..Mamy aparaty w komórkach, zdjęcia zgrywamy do komputerów, piszemy sms-y zamiast listów...a potem to wszystko przepada. Kto z nas robi kopie zapasowe bądź przenosi te rzeczy na trwałe nośniki? Zresztą jaki ma urok oglądanie zdjęć na monitorze? całą korespondencję kasujemy z pamięci telefonów...co po nas pozostanie za lat ..dziesiąt? Chyba każdy z nas chciałby pozostać w czyjejś pamięci, zostawić po sobie coś co tej pamięci nie pozwoli wygasnąć... Przecież żyjąc w ten sposób zapominamy co było zaledwie rok, dwa lata temu i jedynie nasza pamięć może odtworzyć te chwile, ale nasza pamięć jest przecież zawodna, płata nam figle i bez pomocy niestety nie damy rady zapamiętać zbyt wielu rzeczy a tym bardziej nie pokażemy naszych myśli naszym dzieciom tak jak nasi dziadkowie nam pokazywali...-a widzisz tu na zdjęciu to jest brat chrzestnej matki wujka taty, który wyjechał do Ameryki...- może nas to kiedyś nudziło, ale trzeba przyznać, że istniała szansa, że może jak kiedyś tego brata chrzestnej matki...spotkamy to będziemy wiedzieć kto zacz?

niedziela, czerwca 24, 2012

cudny czas

Cudowne trzy dni spędzone w domu...uwielbiam takie weekendy, wszyscy wyjeżdżają, jadą nad wodę gdzie jest pełno ludzi, do Kazimierza czy Nałęczowa gdzie przewalają się tłumy, idą na deptak czy stare miasto przeciskać się w gawiedzi a ja....zostaję w domu. Na osiedlu panuje cisza, dzieci nie krzyczą, samochody nie jeżdżą jest sennie, spokojnie, gorąco...Pamiętam jak jako dziecko jeździłam z rodzicami do cioci do Warszawy. Ciocia mieszka przy Niepodległości, rzut beretem od Pałacu Kultury, dworca centralnego. Z jednej strony okna mieszkania wychodzą na ulicę i pamiętam jak jeździły po niej tramwaje z dzwonkami...taki dzwonek obwieszczał zamknięcie drzwi i odjazd, od strony ulicy panował hałas choć samochodów było o wiele mniej niż w tej chwili, ale z drugiej strony, od podwórka była oaza....klomb z kwiatami, piaskownica, w której bawiły się dzieci, ławeczki, na których siedziały panie wracające ze sklepu i gawędzące z sąsiadką chwileczkę, były gołębie, które nikomu nie przeszkadzały i można je było karmić chlebem pokruszonym, który kilka razy dziennie dostawałam w woreczku, były koty, które wychodziły przez balkon na podwórko (moja ciocia takiego miała) i te dzikie, które ludzie dokarmiali....W takie weekendy jak ten przypomina mi się tamta atmosfera, czas zwalnia, ciągnie się leniwie, usypia w południe...
Kiedyś myślałam, że największym szczęściem jest mieć tłum znajomych, wiecznie gdzieś wyjeżdżać, gdzieś chodzić i z kimś się spotykać. Im więcej poznaję życie tym bardziej doceniam smak samotności wśród kotów (choć trudno powiedzieć, że czuję się wtedy samotna), rozmowę z kilkoma najlepszymi przyjaciółmi, z którymi nawet milczenie nie jest krępujące i właśnie takie chwile jak dziś kiedy pisanie sprawia przyjemność, kiedy robię to co lubię, rysuję, czytam, szydełkuję, robię zdjęcia...czasem mam jeszcze ochotę rzucić się między ludzi ale potem potrzebuję dużo czasu dla siebie, na wyciszenie, skupienie na sobie.
Niestety jutro jest poniedziałek i chcąc nie chcąc dam się wciągnąć w zamęt życia i będę tęsknić do kolejnego weekendu, aby móc znów spowolnić czas na dni kilka...
 BUBCIA PO ZEWNĘTRZNEJ STRONIE
 MANIA DRZEMIĄCA
 MANIA PANI NA OLIMPIE
 BEZPIECZNA BAJKA
ROZPŁASZCZONA MANIA

wtorek, czerwca 19, 2012

poranek

Dzisiejszy dzień zaczął się wcześnie. O 3.35 się ochłodziło i zaczęło padać, koty najwyraźniej po wczorajszym upale i dniu spędzonym na spaniu doszły do wniosku, że coś im się od życia należy i postanowiły rozpocząć już dzionek. Zaczęło się od załatwiania potrzeb fizjologicznych...czyli rycia w kuwetach z chęcią przekopania się do sąsiada...no kurcze nie dało się tego nie słyszeć. Potem postanowiły wyjść na balkon i sprawdzić jak też ten deszcz wygląda...i tu się zaczęło...Coco tak otrzeźwiała, że dostała totalnej wariacji, najpierw ganiała się z Bajką, a potem jak już energia zaczęła ją rozpierać czepiła się Mańki, która uznała, że jest to atak na jej osobę...zadekowała się więc pod moim łóżkiem i wydawała z siebie dźwięki jakie może tylko kot  wydawać (kto słyszał ten wie, reszta niech poszuka lejących się kotów). Musiałam interweniować bo spać się nie dało....ale biała maupa uznała, że ja się z nią bawię więc pognała do przedpokoju...tam najwyraźniej natknęła się na Bubę, której czas biegnie średnio trzy razy wolniej niż innym kotkom, oczywiście w tych emocjach próbowała zrobić coś żeby Buba nieco przyspieszyła i tym sposobem zmusiła mnie do ponownej interwencji. Tym razem musiałam ją ganiać żeby ją złapać a ponieważ już jej się włączył agresor zakończyło się karcerem, czyli zamknięciem w łazience. W tym czasie pozostała trójka zajęła miejscówki sypialne: Buba ze mną w łóżku, Mania na regale i o dziwo Bajka też przyszła spać ze mną.  Kiedy zrobiło się ciut sennie poszłam wypuścić białe diable z łazienki, wszak kara nie może trwać wiecznie. Czas spędzony w karcerze został właściwie wykorzystany, Coco się wyciszyła i przyszła również spać, na co i ja mogłam już sobie pozwolić.....7.22 obudziłam się oczywiście spóźniona, moje footra spały w najlepsze, Coco nawet nie drgnęła, Mania ziewnęła leniwie, Buba zmieniła pozycję, a Bajka spojrzała na mnie z wyrzutem, że tak rano budzę całe towarzystwo...

poniedziałek, czerwca 18, 2012

moja Mama

Dziś jest dla mnie wyjątkowy dzień...rocznica śmierci mojej Mamy, czwarta...Czas biegnie nieubłaganie, ból może jest trochę bardziej znośny, ale tęsknota wciąż ta sama...Bardzo mi Jej brakuje, łączyła nas niezwykła zażyłość, przyjaźń, miłość, była osobą, której nie da się zastąpić niczyją obecnością...Płaczę, choć wiem, że to nic nie zmieni, nie rozumiem dlaczego odejść musiała i pewnie nigdy tego nie pojmę... Staram się żyć normalnie, ale każdego, każdego dnia mi Jej brakuje...i kiedy widzę, że robię się do Niej coraz bardziej podobna z wyglądu, z zachowania, że robię coś tak jak Mama czuję, że jest wtedy ze mną... Lubię śnić o Niej bo w snach jest tak jakby żyła wciąż i była przy mnie, tylko wtedy chciałabym się nie budzić....
MAMO BARDZO CIĘ KOCHAM

niedziela, czerwca 17, 2012

odwiedziny u Marcyni

Wczorajszy dzień spędziłam w towarzystwie Eli i jej słodkiej kici Marcyni. Ponieważ i Ela i Marcynia są bardzo bliskie memu sercu, wszystko co się u nich dzieje jest ważne i dla mnie. Ponieważ Marcynia była ostatnio w szpitalu, a Ela bardzo to przeżywała i potrzebowała wsparcia, a ja potrzebowałam chwili z przyjaciółką, wybrałam się do niej...gdyż nie mieszkamy w tym samym mieście. Pojechałam rano i spędziłam sobotę w pięknym zacisznym domku, w cudownym towarzystwie, objadając się pysznościami naszykowanymi na mój przyjazd. Marcynia zaskoczyła mnie przyjęciem do grona osób, na które nie trzeba już fuczeć, pozwoliła mi na przyglądanie się jej zabawie i na zrobienie przepięknych zdjęć, które będą cudną pamiątką tego spotkania. Ela osoba oddana w 100% swojej koteńce (a uwierzcie mi Marcynia wymaga opieki) robi dla niej tyle, że mało kto byłby w stanie udźwignąć,a ona na dodatek jest drobniutką osóbką i ze wszystkim musi uporać się sama. Mimo tego zawsze wykazuje zainteresowanie innymi, zawsze niesie pomoc i jest osobą pełną ciepła i miłości. Ile razy stopowała moje zapalczywe podejście do życia, dając szanse zastanowienia się nad postępowaniem i choć czasem mówi do mnie tonem nie znoszącym sprzeciwu i pewnie często się przeciwko temu buntuję, to zaraz przychodzi moment, że dzwonię bo wiem, ze mnie wysłucha i sprowadzi na ziemię. Miałam też okazję popatrzeć na piękną przyrodę i poznać kicię Bambisię, która okazała się kotkiem :)







MARCYNIA



BAMBISIA...A WŁAŚCIWIE BAMBIŚ
kwiat tulipanowca

piątek, czerwca 15, 2012

tadki-niejadki oraz żarłoki, czyli jak to jest przy kocim stole

siedzę sobie dzisiaj w domu, lubię takie dni...nie muszę się spieszyć choć inni wychodzą do pracy ja leniwie otwieram oczy...patrzę jak moja gromadka budzi się do życia, jak Buba przychodzi na poranne mizianki, jak Coco opornie daje się jednak wygonić z łóżka (nie zawsze ranek tak wygląda :D ), Mania daje znać, że właściwie można już napełnić miski, a Bajka patrzy na wszystkich z boku (znów będę musiała za nią ganiać żeby coś zjadła? )
No więc wreszcie idę do kuchni naszykować śniadanie, kocie nie moje :) , ja mogę zjeść później...Zaczyna się slalom między moimi nogami, to Mania i Coco, które w międzyczasie pacają się łapkami choć przecież każda dostaje swoją własną miseczkę z jedzonkiem...Buba ustawia się na stole bo wie, że tam będzie mogła zjeść spokojnie, a Bajka jak zwykle śmiga po całym mieszkaniu mając jedzenie w poważaniu :) Kiedy nałożę jedzonko do miseczek pierwszą podaję Bubisi żeby spokojnie już jadła pomimo, że jej porcyjka jest najmniejsza ze względu na jej tuszę, ale Bu jest prawdziwym smakoszem, lubi się delektować jedzeniem, w trakcie pałaszowania rozgląda się, nasłuchuje, zastanawia...jestem pewna, że gdyby umiała i mogła czytałaby podczas jedzenia :)). Przychodzi kolej na podstawienie dwóch misek na raz. To Coco i Mania, dwa największe żarłoki. Różnica polega na tym, że Coco je z przejęciem, wylizując miseczkę do czysta, nie zostawi w niej ani ociupinki, mało tego jak wyczyści swoją idzie po kolei czyścić pozostałe :D. Mania to taka kocia świnka, szybko zjada co grubsze w swojej misce, często też potrafi nabrudzić dookoła, na brzegach jej miseczki zawsze jest mnóstwo resztek, po czym idzie sprawdzić czy pozostałe kotki nie dostały aby czegoś lepszego i ewentualnie dopycha się suchym. Bajka to osobny temat, do niedawna koci niejadek, trzeba za nią biegać z miseczką bo zapomina o jedzeniu i przypomina sobie wtedy jak wszystkie michy są puste. Staram się więc dopilnować żeby zjadła swoją porcję...z różnym skutkiem. Bywa, że nie tknie dwóch, a nawet trzech posiłków, choć pewne zmiany już widzę...kiedyś jak jadła to skubnęła i resztę dojadały Mania i Coco, teraz coraz częściej jeśli już je to zjada całą swoją porcję :D....co mnie bardzo cieszy.

czwartek, czerwca 14, 2012

wkrótce nowy domownik :))

no i postanowione :), wczoraj podjęłam ostateczną decyzję o tym, że moja kocia rodzina się powiększy. Tym razem przybędzie do nas kocie dziecię płci męskiej, piękny, rudy Olaf, król Aleksander, już przeze mnie zdrobniale nazywany Rudym Olkiem. Olek pochodzi z hodowli Słońce Sajan i jest kotem syberyjskim. Szczegóły zostały dogadane, opłata rezerwacyjna wpłacona i właściwie mogę się uważać za szczęśliwą posiadaczkę Aleksandra :). Problem w tym, że Olo zawita do nas dopiero po 22gim lipca bo musi skończyć trzy miesiące i zaliczyć podwójne szczepienia. Trochę mam obaw co do przyjęcia Olka przez moje kocie panny :-/ tzn nie martwię się o Bubę ani o Manię, ale Coco może być agresywna, a Bajka może zacząć znowu sikać poza kuwetą...ale, Olek jest wart ryzyka :)

OLAF TRZY TYGODNIE TEMU
OLAF VEL RUDY OLEK WCZORAJ
Mam nadzieję, że będzie to duuuuużżży kocurrrroo i że nareszcie nie będzie bezkrólewia w moim babińcu :)

wtorek, czerwca 12, 2012

wieczór z filmem

...a jednak nie koniec na dziś :)...ponieważ kibic ze mnie żaden, jakoś nie bardzo widzi mi się siedzenie półtorej godziny i patrzenie na grę, owszem trzymam kciuki za naszych, ale w zupełności wystarczy mi informacja o wyniku meczu, samej gry nie muszę oglądać..no więc z tego powodu obejrzałam film "Dziewczyny z kalendarza". Dawno chciałam zobaczyć ten film, ale jakoś nie było okazji, aż tu dziś...nie zawiódł mnie, choć to kino niezbyt ambitne przecież, ale jest w nim tyle ciepła i jest taki optymistyczny, że jego obejrzenie sprawiło mi niesamowitą przyjemność. Helen Mirren, odtwórczyni jednej z głównych ról jest przykładem kobiety, która pomimo wieku i zmarszczek, pogodzona z losem zachowała klasę, urok, styl...uwielbiam takie kobiety. Wiem, że z jednej strony mówi się nam, że mamy się starzeć z godnością, a potem bombarduje wizerunkiem gwiazd, które pompują w swoje twarze botoksem, kwasem hialuronowym albo zdjęciami siedemnastolatek wyglądających jak trzydziestolatki reklamujących produkty dla pięćdziesięciolatek ...dlatego film tak mnie urzekł. Bohaterki zdawały sobie sprawę z tego, że doskonałe nie są, robiąc coś dla szlachetnej idei, zmieniły swoje oblicze w oczach świata...stały się piękne. I tu pojawia się stara prawda..."nie wygląd Twój lecz czyny Twoje czynią Cię tym kim jesteś"
Helen Mirren

...no to zaczynamy :)

Oto jestem...ja, ale nie sama..są ze mną miaukotki..moje, najkochańsze, najdroższe... Będzie trochę o nich i o mnie, o tym co robić lubię a czego nie, czasem popsioczę na podły los, ale i podzielę się radością. Ciężko pewnie będzie znaleźć chronologię w tym pisaniu bo pewnie sporo będzie powrotów w przeszłość, ale czasem wybiegniemy też w przyszłość choć zawsze będziemy tu i teraz. Trudno przewidzieć czy będzie o kotach, o mnie, o dziergotkach, malowankach...nie przewiduję z góry czym przyjdzie mi się dzielić, bo przewidywanie to nie moja działka :D szklanej kuli nie mam, z kart nie wróżę i brak mi jeszcze czarnego kota :)
Bo kotów jest póki co cztery, no nie całkiem kotów bo są to same kotki...w kolejności przybycia do mego życia :
BUBA
COCO
MANIA

BAJKA
i tak poznaliście moje domowe towarzystwo :)...i to tyle na dziś.